Sadyba Zdrój – relacja z wykładu

17 lutego 2007 r. odbył się wykład o zapomnianych uzdrowiskach kresowych, od których wzięły swe nazwy znane ulice Miasta-Ogrodu Sadyba: Morszyńska, Truskawiecka i Niemirowska. Na spotkanie w Szkole Podstawowej nr 115, przy ul. Okrężnej 80, przybyło ok. 150 osób.

Prowadzący spotkanie, twórca Archiwum Kresowego, Tomasz Kuba Kozłowski, wytłumaczył na wstępie, co oznacza tytułowa „Sadyba Zdrój”. Stwierdził, że gdyby nie przydomek „oficerska” Sadyba mogłaby z powodzeniem nosić taką właśnie nazwę. Większość sadybskich ulic wzięła bowiem nazwy od miejscowości uzdrowiskowych - mamy więc Buską, Ciechocińską, Cieplicką, Goczałkowicką, Inowrocławską, Iwonicką, Juraty, Kołobrzeską, Konstancińską, Muszyńską, Nałęczowską, Polanicką, Rabczańską, Rymanowską, Swoszowicką, Żegiestowską. Jeśli nie od uzdrowisk to choćby od miejscowości letniskowych, stacji klimatycznych czy - jak się to dawniej mówiło - zakładów przyrodoleczniczych. Stąd Chochołowska, Klarysewska, Ojcowska, Sopocka, Spalska, Urle, Zawojska, Zwardońska. A skoro nie od miejscowości, to niech to będzie Zdrojowa, Kuracyjna, Kąpielowa czy Solankowa.

Tomasz Kozłowski uważa, że etymologia większości powyższych nazw jest dosyć czytelna. Z kilkoma wyjątkami. Odkąd poza granicami Polski znalazły się tysiące kresowych miast, miasteczek i wsi, z powszechnej świadomości zniknęły ich nazwy, ich dzieje i historie ludzi stamtąd się wywodzących. Dzisiejszemu mieszkańcowi Sadyby ulica Truskawiecka prędzej skojarzy się z polem truskawek niż z jednym z najmodniejszych uzdrowisk II Rzeczypospolitej. Kto ze współczesnych wie, skąd wzięła się tak istotna dla Sadyby ulica Morszyńska czy Niemirowska?

Dlatego kolejny wykład z cyklu „Poznaj Sadybę” Tomasz Kuba Kozłowski poświęcił kresowym zdrojom, od których wzięły swe nazwy. Opowiedział w nim o Niemirowie, Morszynie i Truskawcu. W przypadku tego ostatniego uzdrowiska, opowiedział m.in. o Rajmundzie Jaroszu, który stanowił żywe ucieleśnienie amerykańskiego mitu o karierze milionera. Zaczynał od korepetycji na UJ, aby już po 20 kilku latach dorobić się znacznego majątku na ubezpieczeniach w przemyśle naftowym. Dorabiając się szybko zorganizował spółkę, która w 1911 r. odkupiła od żydowskich właścicieli bardzo zaniedbane zdrojowisko Truskawiec. W 1928 roku stał się wyłącznym jego właścicielem. Rozkręcił je na tyle, że w okresie międzywojennym było to drugie pod względem frekwencji (po Krynicy a przed Ciechocinkiem) uzdrowisko w Polsce. O rozmachu Jarosza najlepiej świadczy wybudowanie w Pomiarkach wielkiego basenu o powierzchni 6400 metrów kwadratowych z imitacją nadmorskiej plaży, na którą piasek przywożono specjalnie znad morza. Fakt ten potwierdził jeden z uczestników wykładu, który – jak się okazało – bywał w Truskawcu jako kuracjusz i korzystał z tego basenu.

Prowadzący wykład mówił także o tym, jak bardzo Tryskawiec był zdominowany przez Żydów. Stanowili oni aż 80-90% kuracjuszy. Mimo to, do Truskawca zjeżdżała elita II Rzeczpospolitej, z marszałkiem Piłsudskim oraz generałami Sosnkowskim i – znanym z Sadyby – Piskorem na czele.

Opowiadając o Truskawcu, Tomasz Kozłowski nie omieszkał wspomnieć o pobliskim mieście Borysław, znanym z boomu naftowego. To z okolic Borysławia pochodziło ok. 70% całej produkcji ropy na ziemiach polskich na początku XX wieku. A trzeba powiedzieć, że Galicja, do której należało to miasto, zajmowała wtedy czwarte miejsce w światowym przemyśle naftowym za USA, Rosją i Indiami Holenderskimi. Apogeum wydobycia ropy przypadło na 1909 rok, kiedy produkcja w Borysławiu sięgnęła prawie 200 tys. cystern. W tym czasie z ponad kilkudziesięciu szybów uzyskiwano tu po sto i więcej cystern na dobę.

Wśród dziesiątek barwnych anegdot, prowadzący wykład przywołał m.in. historie o całonocnych zabawach oficerów, o tworzeniu morszyńskich sucharków, o pułkowej orkiestrze, która miała w repertuarze tysiące utworów, o pożegnalnym obyczaju odprowadzania kuracjuszy do pociągu. Historie swoje okraszał setkami oryginalnych zdjęć i map, z których wiele nie było dotąd szerzej pokazywanych.

Po wykładzie nastąpiło tradycyjne losowanie nagród. Tomasz Kozłowski przeznaczył na nie trzy pozycje ze swojej, liczącej kilka tysięcy eksponatów, kolekcji. Oprawione archiwalne zdjęcia jednego z uzdrowisk oraz folder informacyjny z uzdrowiska wylosowali: Marcin Gromnicki z ul. Okrężnej, J. Wilkowski z ul. Sobolewskiej oraz Anna Iwaniuk z ul. Zdrojowej.

Na prawdziwe emocje trzeba było jednak czekać aż do końca spotkania. Wtedy bowiem odbyła się aukcja eksponatów z kolekcji pamiątek kresowych Tomasza Kozłowskiego. Były wśród nich m.in. oprawione archiwalne zdjęcia uzdrowisk, przedwojenne pocztówki i foldery reklamowe. W sumie 14 pozycji. Licytowane od kwoty 20-30 złotych za eksponat, osiągały zwykle ceny w okolicach 70-80, a nawet 110 złotych. Licytacja przebiegała szybko, bez emocji, aż do chwili, gdy pod młotek poszedł widelec platerowy firmy Fraget do sałatek, z monogramem „Dom Zdrojowy Morszyn”. Ta pamiątka z lat 30. miała cenę wywoławczą 40 złotych. Po zażartej licytacji kilku graczy i przebijaniu stawki nawet o kilkadziesiąt złotych naraz, jeden z uczestników wziął ją do domu za jedyne… 400 złotych.

Zobacz zdjęcia

Zostań członkiem Towarzystwa Miasto Ogród Sadyba