Wiele rodzin, które sprowadziły się do Miasta-Ogrodu Czerniaków, mieszkało wcześniej w samym centrum wielkomiejskiej Warszawy. Aby zrozumieć, co ich urzekło w życiu na dalekich przedmieściach, z dala od kulturalnych rozrywek, szkół i miejsc pracy, trzeba przeczytać ówczesną prasę.
Równie dobrze, ale bardziej współczesnym i obrazowym językiem, podsumował to w swojej historii Sadyby Janusz Bronowicz, były mieszkaniec ul. Złotej w ścisłym centrum. Pisał: „W tamtych czasach pulsowało w tamtej okolicy autentycznie wielkomiejskie życie. Nieopodal była Marszałkowska, Dworzec Główny, najpierw stary, potem nowy, bogate sklepy ze wszystkim, co tylko można sobie wyobrazić, hotele, restauracje, kina. Ruch uliczny pieszych i pojazdów dosłownie kipiał. Dzwoniły tramwaje, dudniły konne furgony towarowe, grzmiały autobusy miejskie, świdrowały w uszach klaksony samochodowe — używanie sygnałów dźwiękowych nie było wtedy zabronione. Była to prawdziwa melodia wielkiego miasta. Wszyscy starzy warszawiacy godzą się co do tego, że przedwojenna Warszawa była dużo bardziej wielkomiejska niż dzisiejsza. Pewnie dlatego, że była bardziej skoncentrowana.
Bardzo natomiast brakowało w centrum zieleni, przyrody, przestrzeni i ciszy. Aby choć trochę zrekompensować te braki trzeba było wędrować aż do Łazienek, na Dynasy, do Ogrodu Botanicznego, Parku Paderewskiego, czy przynajmniej Ogrodu Saskiego. A i tak były to tylko namiastki tego, o czym się marzyło. Nic więc dziwnego, że w tym stanie rzeczy przeprowadzka na Sadybę pozostała w mojej pamięci na zawsze jako coś bajecznego. Bo Sadyba to było właśnie to: zieleń, przestrzeń, przyroda.”