Peryferyjna Sadyba była przed wojną oazą spokoju i bezpieczeństwa. Tylko w małym stopniu zagrażał mieszkańcom ruch uliczny.
Jak twierdzi w Roczniku Warszawskim historyk Sadyby, Janusz Bronowicz, „było na Sadybie kilka samochodów prywatnych, ale w owych czasach działały one raczej na zasadzie kosztownego hobby, niż praktycznego zastosowania.”
Prawdziwe niebezpieczeństwo wiązało się dopiero z kontaktem z kolejką wąskotorową, która od 1892 roku łączyła Plac Unii Lubelskiej z Wilanowem, a przecinała Miasto Ogród Sadybę właśnie tu - na wysokości ul. Powsińskiej. Znane są przypadki poważnego okaleczenia mieszkańców osiedla lub wręcz ich śmierci pod kołami – stopę straciła tu m.in. żona gen. Branickiego.
Wspomina Janusz Bronowicz: „Bardzo malowniczym zjawiskiem w dziejach Sadyby była kolejka wilanowska. Na początku była to „ciuchcia”, mała lokomotywka z wielkim kominem, pracowicie ciągnąca za sobą szereg równie małych wagoników. Jej rozpaczliwy gwizd słychać już było przy aptece, gdy ona sama dopiero wchodziła w zakręt ulicy Okrężnej przy pętli tramwajowej. Następnie pokazywał się sygnał wizualny — potężny warkocz czarnego dymu z komina parowozika. Żelazną klientelą ciuchci były lato-zima baby wiejskie z Powsina, wiozące do miasta swoje bańki z mlekiem „prosto od krowy”. Ciuchcia kończyła swój bieg na Belwederskiej koło Parkowej, a więc niemal przy samym Belwederze. Niestety, w ostatnich latach przed wybuchem wojny odarto kolejkę z całej jej poetyki, przechodząc na trakcję dieslowską.”