Karolina Lewenstam to mieszkająca na Sadybie filozofka, publicystka, wykładowczyni. Obroniła doktorat z etyki na Boston University. Wieloletnia felietonistka „Dziennika Gazety Prawnej” i autorka tekstów publicystycznych, wywiadów i komiksów, publikowanych między innymi w "Piśmie", „Gazecie Wyborczej” czy "Opcjach". Redaktorka działu „Idee” w „Piśmie”. Pięciokrotnie nominowana do nagrody Grand Press. Poniżej przedstawiamy jej dwie książki.
Pasterze smoków. Rodzice kontra świat, Wyd. Czarne 2022
To zbiór zabawnych, mądrych, a czasem wzruszających esejów o byciu rodzicem. O tym, jak wychować chłopca. O tym, czy warto mieć dzieci. O tym, jak to jest przechodzić kryzys wieku średniego jako rodzic. O ciąży na instagramie i byciu matką nieidealną. Autorka opisuje swoje wychowawcze perypetie (miała okazję wychowywać troje dzieci w trzech różnych krajach) i konfrontuje je z wiedzą powszechną i literaturą. Te teksty, w dużej mierze filozoficzne, są napisane przystępnym, niepowtarzalnym stylem, dlatego można je polecić każdemu.
Mała Księżniczka, Wyd. W.A.B. 2021
To nasycona symboliką historia, nawiązująca do kultowej powiastki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. To historia o odkrywaniu najważniejszych wartości w życiu: przyjaźni, szczęścia, wrażliwości, zrozumienia dla innych i akceptacji dla siebie.
„Po co przepisywać „Małego Księcia”? To piękna książka. Ale oprócz Róży nie ma tu ani jednej postaci kobiecej. „Mała Księżniczka” powstała w dialogu z książką Saint-Exupéry’ego, jej bohaterką jest dziewczynka, a pilotka, która ją spotyka, to Amelia Earhart. Nie jest to jednak opowieść napisana tylko z myślą o dziewczynkach, ale dla wszystkich, od lat czterech do… stu czterech. To książka o odkrywaniu najważniejszych wartości w życiu: przyjaźni, szczęścia, wrażliwości, zrozumienia dla innych, zrozumienia dla siebie. Książka, która nie tylko uczy dzieci, jak w przyszłości być mądrymi dorosłymi, lecz także uczy dorosłych, jak stać się mądrzejszymi dorosłymi, dla siebie i dla swoich dzieci.” – opis wydawcy.
Sama autorka mówi: Ta książka sama chciała powstać — bo po prostu mi się przyśniła. Brzmi to może dziwnie, ale obudziłam się nad ranem, z obrazem dziewczynki w koronie pod powiekami. Od razu wstałam i zaczęłam ją rysować. Dialog więc podjął się sam — ale kiedy książka powstawała, potrzeba, z której płynęła, stawała się dla mnie powoli jasna. „Mały Książę” zrobił na mnie w dzieciństwie ogromne wrażenie, ale jego przesłanie też trochę mi zaszkodziło. Czułam się za bardzo odpowiedzialna za to, co oswoiłam — Róża przecież nie jest przyjemną osobą, nie traktuje Małego Księcia dobrze, jest uosobieniem różnych niefajnych stereotypów, a jednak on musi do niej wrócić, dlatego, że tak po prostu trzeba, tak się robi, nigdy nie odchodzi się od miłości. Drugim takim „bagażem”, jaki wyniosłam z tej książki, była sugestia, by nie ufać zmysłom, by przyjmować na wiarę, że narysowane mi pudełko zawsze będzie zawierać baranka. Dlaczego nie mogę dostać czegoś, o co proszę; czemu muszę sobie „wymarzyć” moje pragnienia? No i jest jeszcze kwestia dorosłości, która w „Małym Księciu” nie jest czymś, na co się czeka, ale czymś, co ograbia cię z wszystkiego, co najważniejsze. Nie chciałam o tym czytać moim córkom bez „odtrutki”.