Rzadko można dziś samemu tworzyć historię. Udało się to kilkuset osobom, które przyszły przed północą 4 czerwca na Skwer Starszych Panów. Dzięki latarkom, które przynieśli na e-mailowy apel organizatorów, wielu z nich samodzielnie odpaliło 12 nowych latarni gazowych. Inni im dzielnie sekundowali. Po pół godzinie Sadyba stała się już osiedlem o największej liczbie działających latarni gazowych w Warszawie.
Szybka mobilizacja
Gdy za kwadrans dziesiąta zabrzmiały pierwsze takty piosenek Starszych Panów, na Skwerze Starszych Panów było jeszcze pusto. Ku zdumieniu specjalnie przybyłych na uroczystość i spokojnie oczekujących burmistrza i wiceburmistrza Mokotowa, w ciągu piętnastu minut okolica zaroiła się jednak od mieszkańców.
Punktualnie o 22-ej, na placyku przed pobliskim sklepem spożywczym zaczęły się przemówienia – z radością i z dumą w głosie o historii powstania dzieła mówili po kolei prezes Towarzystwa Miasto Ogród Sadyba, Burmistrz Mokotowa, Wiceburmistrz Mokotowa, i wreszcie przedstawicielka Gazowni Warszawskiej. Potem akcja potoczyła się już bardzo szybko. Prezes Towarzystwa dał sygnał zgromadzonym, by przejść na centrum skweru. Zaraz potem wezwał do ujawnienia się wszystkich tych, którzy przyszli na uroczystość z latarkami.
Ale po co te latarki?
Choć organizatorzy we wcześniej rozsyłanym e-mailu nie informowali, czemu miały służyć latarki, o które prosili, na placu pojawiło się ich kilkadziesiąt. Trudno było zdecydować, jak wybrać z nich te, które przydadzą się w dalszym ciągu imprezy. Na szczęście okazało się, że wśród właścicieli latarek jest kilkanaście dzieci. I to one – z racji swojej małej liczebności i dużego entuzjazmu - stały się głównym aktorami wieczoru.
Zaraz po odliczanym do 10-ciu uruchomieniu pierwszej latarni przez burmistrza Olesińskiego, dzieci zostały poproszone o zapalanie kolejnych. Przechodziły więc pod kolejne lampy i - po skierowaniu światła latarek na ukryty w czaszy czujnik – samodzielnie dokonywały historycznego aktu odpalenia. Często wymagało to wchodzenia na drabinkę, którą przewidująco przyniósł i każdorazowo podstawiał przedstawiciel firmy obsługującej latarnie, nieoceniony pan Jaskólski. Zwykle latarnie nie zapalały się jednak od razu po skierowaniu na nie światła, lecz dopiero po kilkunastu sekundach. Za każdym więc razem zapalaniu towarzyszyły zastygłe w oczekiwaniu i niepewności spojrzenia, oraz pełna napięcia cisza… Kiedy w końcu latarnia rozbłyskała, słychać było wśród małych latarników wyraźną ulgę, a wśród wszystkich obserwatorów radosne okrzyki i gromkie brawa.
Przy szampanie o historii
Odpalanie latarni nie było jednak jedyną atrakcją wieczoru. Jednocześnie z rozbłyskiwaniem kolejnych lamp, otwarto bowiem dwadzieścia szampanów. Mieszkańcy nalewali trunki do plastikowych kieliszków-szampanówek i roznosili przybyłym. Wzniesiono toast za udane przedsięwzięcie. Symboliczny lekko-procentowy poczęstunek nadał imprezie dodatkowy charakter towarzyskiego przyjęcia znajomych. W tej to miłej atmosferze odbył się chwilę później wykład znanego varsavianisty, a jednocześnie specjalisty od latarni gazowych – Jarosława Zielińskiego. Na samym środku Skweru, otoczony wianuszkiem mieszkańców, wyświetlał on na ekranie slajdy obrazujące historię latarni gazowych w Warszawie. Barwnie przy tym opowiadał, wplątując w opowieść wiele anegdot i ciekawych porównań do współczesności.
Po dwugodzinnym wykładzie pana Jarosława, najwytrwalsza, kilkudziesięcioosobowa grupa uczestników, która pozostała na Skwerze mimo dawno wybitej północy, stanęła do pamiątkowego zdjęcia na tle latarń (zdjęcie to trafiło później do czerwcowego numeru miesięcznika Stolica). Na pożegnanie powrócili jeszcze na chwilę Starsi Panowie, śpiewając z taśmy swój wyciszający, klasyczny utwór „Dobranoc”. Ostatni entuzjaści wspólnotowego tworzenia historii zeszli z zieleńca po 2. nad ranem.
Ciekawą relację z tego wydarzenia jak i ciekawą jego zapowiedź zamieściła Gazeta Wyborcza. Polecamy lekturę obu artykułów poniżej.